Na pierwszy ogień poszedł wędrownik Nesse, którego tytuł brzmi: Maria Antonina. Tiaaa.... gdy tylko pomyślałam o tym albumie, zrobiło mi się troszkę słabo. A to z tego powodu, że temat jest mi całkowicie obcy. Nie moja stylistyka, nie do końca moja estetyka, kolorystyka itd. Pokopałam zatem, zgodnie z namową Nesse, w internecie i ... niewiele mi się rozjaśniło. Boże! Przecież ja ubieram się raczej prosto, bez zbędnych ozdobników w postacji mocno fakturowanych materiałów, bogatych wzorów, czy wymyślnych krojów, no, kolory bywają szalone, ale za to stroje są wtedy jednobarwne. Jedyna ekstrawagancja to dość duża biżuteria. Włosy proste, bez dziwactw. Architekture też wolę nowoczesną, również takowy wystrój wnętrz - jak mi coś stoi na wierzchu, natychmist chowam. Matko Kochana! Zupełnie nie czuję tematu baroku czy rokoko!
Kopnąwszy jednak po raz drugi, postanowiłam skupić się na szczegółach. I tak:
Po pierwsze: bardzo starałam się naśladować zakrętasowe literki Nesse, tym bardziej, że Ona je ręką, a nie tam komputerem pisała (szczęka mi opadła, gdy się dowiedziałam).
...wyszło jak widać.... (czyli tak sobie):Kopnąwszy jednak po raz drugi, postanowiłam skupić się na szczegółach. I tak:
Po pierwsze: bardzo starałam się naśladować zakrętasowe literki Nesse, tym bardziej, że Ona je ręką, a nie tam komputerem pisała (szczęka mi opadła, gdy się dowiedziałam).
Po drugie: skupiłam się na małym wycinku mody z tamtej epoki: fryzurach i dodatkach, tu reprezentuje je wachlarz:
który jest otwierany...o tym, co jest w środku - później.Starałam się oddać misterię fryzur, a raczej peruk. Stąd tak dużo na niej dodatków.
Wachlarz też mocno zdobiony, do tego otwierany.
I tu słów kilka o wpisie w środku wachlarza. Szukając w internecie inspiracji na temat epoki Marii Antoniny i jej samej, uparcie pokazywała mi się Marylka. W końcu kliknęłam i dowiedziałam się, że w istocie ma na imię: Maria Antonina. Lubię tę Kobietę niezmiernie, za jej temperament, odwagę, pracowitość, poczucie humoru, a i jej piosenki wprowadzają mnie w dobry nastrój (moje dziecie też je lubią), dlatego postanowiłam dodać ją do albumu - w końcu jakoś się z nim łączy (mam nadzieję, że Nesse nie urwie mi głowy). Ale, żeby osoba Marylki nie burzyła kompozycji i nastroju, została schowana za wachlarzem.
Po trzecie: bilecik. Mocno wytuszowany i z wstążeczką-wyciągajką.
A po czwarte: przepiękny list przewodni w kształcie babeczki, który stworzyła Nesse oczywiście. Nie wiem, czemu go w cześniej nie pokazała. Babeczkę chętnie bym zjadła, no i nie jestme przekonana, czy dotrze do Nesse w całości, bo ja sama otworzyłam ją chyba ze sto razy...
Dziękuję za cierpliwość i pozdrawiam.